Wywiad z Ryszardem Kapuścińskim
– Dzień dobry Państwu! Dziś w naszym studio pragnę powitać mistrza polskiego reportażu, Ryszarda Kapuścińskiego, uważanego za niedościgniony wzór dla wielu reporterów. Był on bezpośrednim świadkiem przewrotów, rewolucji i wojen domowych w wielu krajach, o czym niejednokrotnie pisał w swoich książkach. Niedawno ukazała się jedna z nich pt.: Wojna footbolowa i to właśnie o niej chcę z nim dzisiaj porozmawiać.
Ja: Panie Ryszardzie, był Pan bezpośrednim świadkiem wojny domowej w Nigerii. Czy zechce Pan podzielić się swoimi wrażeniami z pobytu w tym kraju?
R.K.: Bardzo chętnie. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania.
Ja: Fragment polskiej książki Płonące bariery ukazuje w jaki wielkim niebezpieczeństwie Pan się znalazł. Czy często ocierał się Pan o śmierć?
R.K.: Byłem bliski śmierci kilkakrotnie. Jestem pogodzony z tym, że któraś z moich wypraw będzie ostatnia i, że zginę.
Ja: Co Pan robił w Nigerii w 1966 r.?
R.K.: Przebywałem w Lagos jako korespondent na wojnie domowej. Dwa zwalczające się obozy Jorubów wszelkimi metodami walki próbowały pokonać przeciwnika i zdobyć władzę. Ja chciałem z bliska przyjrzeć się tym wstrząsającym wydarzeniom, aby później je opisać.
Ja: Proszę opowiedzieć choćby o jednym z nich. Które najbardziej uktwiło w Pańskiej pamięci?
R.K.: Otóż w pewien pochmurny dzień wyjechałem z Lagos. Jechałem drogą, która niosła przez kraj Jorubów. Wszędzie płonące domy, plantacje, a na drogach zwęglone zwłoki. Zjeżdżając ze szczytu zobaczyłem na dole pierwszą płonącą barierę, jak się później okazało musiałem pokonać jeszcze dwie takie. Na środku drogi paliło się wielkie ognisko, zwolniłem więc i zatrzymałem się. Zobaczyłem wówczas kilkunastu młodych ludzi, uzbrojonych w strzelby i tasaki.
Ja: To niesamowite. I co było dalej?
R.K.: Dopadli mnie i wyciągnęli z samochodu. Poczułem końce noży przystawionych do pleców. W ogóle nie wiedziałem co czynić. Stałem przez chwilę nieruchomo. W końcu oddałem im pieniądze i odjechałem. A więc ocalałem.
Ja: Wiem, że i pozostałe dwie bariery udało się Panu także pokonać szczęśliwie. Czy ta śmiertelnie niebezpieczna przygoda nauczyła czegoś Pana?
R.K.: Myślę, że tak. Pomimo że lubiłem ryzyko, nie protestowałem, gdy komendant policji zorganizował eskortę, abym sam sie wracał do Lagos.
Ja: Dziękuję za rozmowę, która niech będzie zachętą do sięgnięcia po książkę Wojna footbolowa, zwłaszcza dla młodego pokolenia reporterów. A Panu życzę sukcsów w pracy i w życiu osobistym.
Dodaj komentarz