Wypracowania

Jądro ciemności – Streszczenie – Joseph Conrad

I

Historię Marłowa, bohatera powieści Josepha Conrada Jądro ciemności opowiada narrator. Towarzyszy on siedzącemu na pokładzie żaglowca Nellie zacumowanego na Tamizie. Marłowi oraz dyrektorowi firmy, księgowemu i prawnikowi. Zachodzące nad Tamizą słońce jest symbolem przemijania i kolonialnych wypraw Europejczyków.

Utwór przedstawia zarówno losy Marłowa, jak i głównego bohatera, Kurtza. Marynarz zanim podjął wyprawę do Kurtza, właśnie powrócił do Londynu z sześcioletniej tułaczki po morzach, a ponieważ od dzieciństwa interesował się mapami, zwłaszcza znajdującymi się na nich białymi plamami, najbardziej pociągała go Afryka.

Przebywając w Londynie dowiedział się o belgijskiej firmie poszukującej właśnie kapitana statku do pracy na afrykańskiej rzece. Pasadę tę otrzymał dzięki pomocy ciotki. Wcześniej kapitanem tego statku był Duńczyk, lecz zginął z ręki syna wodza tubylców. Jego śmierć była wynikiem zemsty za bicie kijem starszego członka plemienia. Duńczyk był ponoć człowiekiem o łagodnym usposobieniu, poczuł się jednak przez plemiona tubylcze oszukany przy zakupie kur.

Gdy tylko Marłow znalazł się w Brukseli, natychmiast swe kroki skierował do firmy, by dopełnić formalności związanych z jego zatrudnieniem. Następnie odwiedził ciotkę, która w swoim siostrzeńcu widzi apostoła cywilizacji co go niezwykle irytuje.

Marłow na pokładzie francuskiego parowca mija monotonne brzegi. Czuje się ogromnie zaskoczony, gdy francuski okręt wojenny ostrzeliwuje z armat dżunglę, w której nie widać żadnej żywej duszy. Jak się później dowiedział, Francuzi w tamtym właśnie regionie prowadzą działania wojenne.

By dotrzeć do celu swej misji, musi na pokładzie małego parowca przepłynąć jeszcze około 30 mil. Od kapitana, młodego Szweda dowiaduje się, że jeden z pracowników stacji niedawno powiesił się.

Firma Marłowa położona jest na skalnym urwisku, otaczają ją domy o blaszanych dachach. Marynarz widzi skutych czarnoskórych idących jeden za drugim i niosących kosze z ziemią. Są wychudzeni, wynędzniali, nie mają żadnych praw, traktowani są jak wrogowie. Ich pracę nadzoruje nawrócony współplemieniec – produkt działania nowych sił.

Kolejnym miejscem, które wywołuje u Marłowa szok jest lasek, o którym marynarz mówi tak: Ledwie się tam znalazłem, doznałem wrażenia, jakbym przestąpił progi jakiegoś kręgu piekielnego. Otóż w tym lesie, z wycieńczenia ciężką pracą i z powodu choroby swój żywot kończyli czarnoskóry robotnicy.

Pierwszym pracownikiem stacji, jakiego spotkał Marłow był główny księgowy, niezwykle elegancki mężczyzna, budzący u marynarza respekt, choć jego biuro to zwykły barak zbity z desek. Do tego biura pewnego dnia zostaje ustawione łóżko z leżącym na nim chorym agentem handlowym – Kurtzem. Cierpienia Kurtza nie wzbudzają w urzędniku najmniejszego współczucia. Marłow dowiaduje się od urzędnika, że agent jest niezwykle sprawnym kierownikiem placówki w centrum zagłębia kości słoniowej. Wysyła jej więcej, niż wszyscy pozostali agenci razem.

Nazajutrz Marłow rozpoczyna kolejny etap wędrówki. Staje na czele karawany składającej si z 60 – mężczyzn. Wśród nich jest otyły mężczyzna, który ze względu na swą wagę ma kłopoty ze zdrowiem, a mimo to chce osiągnąć cel swej wyprawy w głąb lądu, jakim jest chęć zarobku.

Do stacji centralnej docierają po 15-stu dniach. Mieszka tam około 20-stu mężczyzn, którzy mają jeden cel – wielki zarobek. Miejsce to graniczy z cuchnącymi bagnami, jest zaniedbane. A tymczasem Marłow dowiaduje się od jednego z nich, że parowiec, którym miał dowodzić, dwa dni wcześniej zatonął z powodu błędu szypra.

Następnie Marłow spotyka się z dyrektorem stacji, kupcem, który zarzuca mu spóźnienie. W związku z tym, dyrektor zdecydował zacząć rejs bez marynarza, tym bardziej, że szef strategicznej stacji Kurtz zachorował. Rozkazuje Marłowi, by wydobył wrak z wody i w ciągu trzech miesięcy go naprawił.

Pewnego dnia Marłow poznaje dyrektora stacji i jednego z agentów. To młody człowiek, przebywający od roku w dżungli. Mężczyzna jest bardzo zachwycony Kurtzem, bardzo go ceni jako wybitnego człowieka. Uważa go za emisariusza miłosierdzia, nauki, postępu.

Marłow stara się naprawić parowiec, choć ciągle napotyka na problemy związane z brakiem niezbędnych części. Agent lekceważy prośby marynarza o dostarczenie nitów do remontu. W końcu jednak otrzymuje potrzebne części i uruchamia parowiec. Odbyły się nawet 3 wizytacje. Jednej z nich przewodził wuj dyrektora stacji. Dla Marłowa są to ludzie podejrzani, kojarzący się ze złodziejami i bandytami.

II

Pewnego dnia Marłow leżąc na pokładzie, przypadkowo słyszy rozmowę dyrektora stacji i jego wuja. Jak się okazuje, obaj nienawidzą Kurtza, zazdroszczą mu osiągnięć, a jednocześnie boją się go ze względu na układy jakie ma. Mężczyźni zastanawiają się nad powodem, dla którego Kurtz zwrócił się z czterema wioślarzami do opuszczonej stacji, a opiekę nad transportem kości słoniowej powierzył swemu podwładnemu. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem wydaje się ciężka choroba agenta. Zdają sobie sprawę, że tropikalne choroby doprowadzają Europejczyków do śmierci. Z jednej strony to ich cieszy, bo gdy większość współpracownik umrze, łatwiej się wzbogacą.

Marłow na naprawionym parowcu wyrusza do stacji Kurtza. Oprócz niego jeszcze dyrektor, kilku mieszkańców stacji i ciemnoskóry robotnicy. Po drodze mijają podupadające osady handlowe, których biali mieszkańcy mają wciąż nadzieję, że dzięki handlowi kością słoniową wzbogacą się.

Gdy znajdują się w odległości około 8 mil od stacji Kurtza, marynarz rzuca kotwicę na środek rzeki, zgodnie z nakazem dyrektora. Nastaje mrok, zaś nad ranem parowiec otacza gęsta mgła, z której da się słyszeć krzyki. Towarzysze podróży Marłowa są zaniepokojeni tym faktem i natychmiast wybiegają na pokład, trzymają w ręku broń. Jeden z ciemnoskórych proponuje, aby złapać tych ludzi, którzy krzyczą i ich zjeść. Niewolnicy byli bardzo głodni, za swoją ciężką pracę dostawali jako zapłatę kawałek miedzianego drutu, za który i tak trudno było cokolwiek kupić.

Niedaleko stacji Kurtza statek Marłowa zostaje zaatakowany przez tubylców. Jeden spośród nich spogląda na marynarza groźnie i pewnie. Biali zaczynają strzelać z karabinów, lecz szybko kończy się im amunicja. Sternik zostaje śmiertelnie trafiony włócznią i pada u stóp Marłowa. W tej sytuacji marynarz włącza alarm, a jego przeraźliwy dźwięk odstrasza tubylców, w dżungli nastaje cisza.

Marłow dociera do stacji Kurtza, położonej na zboczu wzgórza. Widzi zrujnowany budynek. Z ogrodzenia także niewiele pozostało – wkopane wokół budynku pale, ozdobione czymś, co przypominało kule. Jak się później dowiedział, pale był nabite ludzkimi głowami. Spotyka tam młodego chłopaka, który wskazuje mu miejsce do zacumowania parowca. Jest to 25-letni Rosjanin, którego ojciec był biskupem prawosławnym. Niegdyś uciekł ze szkoły na rosyjski statek i tak po pewnym czasie trafił w głąb lądu. Jeżeli chodzi o tubylców, to chłopak zapewnia Marłowa, że biali przybysze zabiorą im Kurtza, którego czczą jak bóstwo. Także Rosjanin jest wielkim wielbicielem Kurtza, mówi, że z nim się nie rozmawia, jego się słucha.

III

W końcu Marłow spotyka Kurtza – mężczyznę chudego, kościstego, o ciemnych oczach. Tubylcy niosą go na noszach, zaś kilku białych niesie karabiny agenta błyskawice tego żałosnego Zeusa. Zdaniem Marłowa, to choroba nerwowa spowodowała, że Kurtz przewodniczył organizowanym przez dzikich o północy tańcom, kończącym się pewnymi, nieopisanymi obrzędami, które (…) stanowiły ofiarę na jego cześć.

Marłow zauważa zbliżającą się w kierunku parowca czarnoskórą kobietę, która przygląda się statkowi, po czym unosi ręce ku niebu, a w końcu znika w zaroślach Rosjanin zaznaczył, że gdyby chciała dostać się na statek, to by ją zastrzelił.

Parowiec rusza w powrotną drogę, chory Kurtz zostaje położony w domku pilota. Na brzegu zbiera się tłum dzikich, a wśród nich nagle pojawia się kobieta, która wcześniej obserwowała statek. Po chwili wyciąga ramiona w kierunku parowca i zaczyna krzyczeć, a wraz z nią zebrani. Z obawy przed atakiem Marłow uruchamia alarm i dzicy zaczynają uciekać, tylko kobieta pozostaje niewzruszona.

Umierający Kurtz powierza Marłowi na przechowanie swoje dokumenty, obawiając się, aby nie wpadły w ręce dyrektora, który pragnie szybkiej śmierci agenta. Po chwili Kurtz umiera, powtarzając: Zgroza! Zgroza!

Marłow wraca do Londynu. Trudno odnaleźć mu swoje miejsce w zakłamanym świecie. Wspomina Kurtza, zastanawia się nad jego życiem, osobowością. Rozumie, że agent powierzając mu ważne papiery dobrze przewidział, że wiele osób chciałoby je mieć w swym posiadaniu. Wśród papierów Marłow znajduje zdjęcia narzeczonej Kurtza. Odnajduje ją, by zwrócić jej fotografię. Jest to młoda, piękna dziewczyna, o prostodusznym i ufnym spojrzeniu. Jeszcze po roku od śmierci Kurtza, dziewczyna nosi po nim żałobę. Mówi marynarzowi, że Kurtza nie sposób było nie podziwiać i nie kochać. Marłow, by sprawić dziewczynie radość, oszukuje ją, mówiąc, że ostatnie słowa jakie wypowiedział Kurtz, było jej imię.

Exit mobile version